pestki papai

2024-10-25
papaja

Zjadłam papaję i nie mam co zrobić z pestkami. Niby mogłabym jak dzicy miejscy ogrodnicy rzucić pestki na pobocze czy jakiś skwer. Ale papaja rośnie na dobre parę metrów, nie pozwolonoby jej na to w tłocznej stolicy.

W Finca del Soul jednym z paradygmatów jest fruterraryzm czyli radykalne zaowocowywanie przestrzeni. Swojej i przydrożnej. Chłopaki zalesiają popastwiskowy teren, na którym przed krowami była dżungla. Cel: przywrócenie parasola drzew, co radykalnie wspiera klimat. Po pierwsze więc: zalesić. Drugie, zaraz potem: zapewnić sobie i innym żywność, by uniezależnić się od systemu. Drzewa owocowe są lepsze niż jarmuż i marchewki, bo żywią latami. Projekt ruszył niedawno, więc na większość plonów palmy morete, duriana, jackfruita i champajacka trzeba będzie poczekać parę lat. Jest trochę bananów, plantanów i papai. Więcej papai dokupują z okolicznych farm, bo czymś się frutariańskie żołądki muszą napchać. Tam na prowincji za cztery duże owoce dawałam dolara, w stolicy za dolara kupiłam jeden. I wraca to pytanie z początku: co zrobić, gdy nie ma kilku hektarów do zalesienia wszelakimi pestkami. No co? Po prostu wyrzucić. Zabortować, uniemożliwić zamianę w drzewo. Zdarza się, w końcu z tych setek i tysięcy wrzuconych w ziemię pestek też, jak to mówi pewna znana opowieść, jedne padną na suchą ziemię, inne wydziobią ptaki a tylko co któreś wyda plon stokrotny.

Ale długi pobyt u chłopaków- fruterrarystów budzi wiele zazwyczaj przyspanych pytań. Tam w prowincji Orellana żyje się bardzo eko. Codzienne gówno z kompostowej toalety trafia do dołków pod cenne sadzonki. Grafik sikania pod drzewa wyznacza Wolfie- spec od roślin wiedząc, który okaz potrzebuje wsparcia azotowego. Obierki z bananów to potas- trafiają pod drzewa zbierające się do owocowania. Woda spod prysznica i mycia naczyń idzie na codzienne podlewanie świeżo posadzonych roślin. Szybko się wrasta w ten radykalny system szczelnego obiegu materii, w którym decyzja o zakupie czegokolwiek jest rzadka i okupiona solidnym rozważaniem zasadności.

Zajechałam do stolicy głównie dlatego, że potrzebowałam się skontaktować ze światem, a na prowincji bardzo dokuczały braki w dostawach prądu. W sumie na narzucone reglamentacje: 2x6 godzin dziennie nakładały się jeszcze swojskie awarie- co chwila gdzieś jakaś zrzucona przez ulewę gałąź przerywała prądowy kabel. Turystyczne centrum stolicy ma zapewniony prąd za dnia, wyłączają tylko w środku nocy na parę godzinek. Z ulgą więc się pławię w tym cywilizacyjnym luksusie, jakim jest po prostu korzystanie z elektryczności.

Ale zauważam i resztę. Każda wizyta w toalecie kończy się spuszczeniem wody w sedesie. Użyciem kawałka srajtaśmy. Spłukaniem rąk. Można jeszcze użyć papierowego ręcznika. I te wszystkie wody i paiery tak się po prostu rozpływają w zbiorowej nieświadomości. Korzystając z hostelu nie masz z tą rolką papieru kontaktu nawet kupując kolejne opakowanie jak wtedy, gdy zarządzasz domowymi wydatkami. Miasta są najgorsze. W mieście śmieć znika z twojej świadomości w momencie, gdy ręka wrzuca go do publicznego kubła. Kto i gdzie go wywiezie? Spali czy zrecykluje? Who cares.

Czasem ta odpowiedzialność męczy. Chłopaki uważają, że opakowanie należy wrzucić do kosza w sklepie, w którym się je zakupiło, by odpowiedzialność znalazła się fizycznie jak najbliżej sprawcy. Ja mam więcej przyziemności: wiem, że wraz z opłaceniem abonamentu za wywóz nieczystości sklepikarz odhacza myślenie o tym, ile kubłów miesięcznie wywozi. Ale odpowiedzialność za własne siedlisko uczy, że nic nie bierze się z powietrza ani w powietrzu się nie rozpływa. Zatem pestki trafią do kosza, z żalem spuszczę kolejny raz wodę a tyłek zareaguje buntem na kolejne spotkanie z szorstkością i chlorowym brakiem łagodności papieru. I byle mi te niedogodności nie spowszedniały zanim nie trafię w kolejne miejsce, gdzie potrzeby ekosystemu i ludzkiego sumienia mogą być równocześnie zaopiekowane.

morete: Mauritia flexuosa

champajack: krzyżówka jackfruita z champedakiem (Artocarpus integer)

Moje ostatnie wpisy

zdjęcie

Zajrzyj do mnie

Przyroda, slow life, DIY, no waste, upcykling, babskie rolnictwo, permakultura, kiszonki, ekologia, dobre życie. Zapraszam.

Dojazd do gospodarstwa

Skontaktuj się jeśli chcesz przyjechać i kupić moje produkty.

Telefon (+48) 660-132-404
Adres: Parcele Łomskie 16 E 06-500 Mława, na skraju Mazowsza i Mazur

© 2021-2025 Chaszcze Gospodarstwo Permakulturowe. Strona zbudowana w Najszybsza.pl