Gdy podróż trwa ponad pół roku, coś się wyużywa, coś nowego pojawia się w dobytku. Gdy przenosisz się z miejsca na miejsce, nie chcesz nic ponad to, co przydatne.
Ulubione słoneczne spodnie zaczynają się przecierać. Były moim ayahuaskowym ciuchem ubiegłej zimy z wiosną. Nie to, żeby na wieczornej ceremonii było aż tak chłodno, żeby nie można w szortach. Ale czasem robiło się mniej upalnie, a ciało nawykłe do ponad trzydziestki może (zwłaszcza jak do tego dołoży się praca z roślinami), na dwadzieścia dwa stopnie zareagować gęsią skórką. Przede wszystkim jednak maloca, duży cylindryczny budynek o dachu z palmowych liści, gdzie odbywają się ceremonie, ma dach mniej szczelny niż chatka kuracjusza a ostatnie, o czym marzysz w trakcie przebywania w innych wymiarach, to oganianie się od komarów. Dlatego długi, a cienki spodzień to jest to.
Przez te miesiące w dżungli górskie buty, softshell i kalesony termiczne, podobnie zresztą jak laptop, wydawały się niepotrzebnym balastem. Jednak na farmie nad Urubambą spałam codziennie w softshellowej kurtce i kalesonach, błogosławiąc los, że je miałam. Kalesony plus ayahuaskowe portki były też w stałym użytku w wiosce Corongo, na zmianę z dresami, które kupiłam za dwa złocisze na pchlim targu w Pucallpie. Szara bluza, którą zbyt blisko przytuliłam do pieca w Acopampie, została załatana materiałem z odzysku. Idziesz na targowisko, szukasz straganów z przeróbkami krawieckimi. Grzecznie pytasz krawcową, czy możesz zabrać ścinki ze skracanych spodni- to są całkiem spore kawałki na łaty. Mnie się nawet udało dobrać stonowaną czerń do bluzy i kontrastowy amarant do dziurek w zielonym softshellu. Miałam nawet pasującą nitkę, zabraną z wystawki w jadalni wolontariuszy psiego schroniska. To dobry motyw- pakujesz się w powrotną drogę, zostawiasz nadmiarowe bambetle by zmieścić się z podarunkami dla bliskich w wadze bagażu kabinowego. A inny wolontariusz dzięki tobie uzupełni brakujący ekwipunek. Z tamtej wystawki zabrałam także stare adidasy zostawiając w zamian trampki kupione w Pucallpie, które okazały się nie dać rozchodzić i wciąż powodowały odciski. Nie zawsze umiem zgadnąć że dany but to "damski model"- damskie bywają węższe, a ja mam szeroką nogę. Przy butach ze szmatki i plastiku zawsze też ufam, że pierwotny dyskomfort minie gdy but się rozciągnie. Ale tym razem musiałam odpuścić. W porzuceniu conversów pomogło to, że kosztowały grosze. Że komuś się tutaj przydadzą. Oraz twarda zasada Marii Condo, że jak dokładasz do szafy (=plecaka) nowy przedmiot, to inny musisz odjąć. Rachunek się musi zgadzać. Czy po prostu, znośna waga plecaka.
Nie będę spodni łatać. Widzę, że materiał się sypie po całości. Właśnie je piorę. Może pojutrze pękną w kroku tak, że będą grozić pokazaniem tyłka, a może dadzą się donosić jeszcze ze dwa prania. Na dole nogawki są mniejsze tarcia i materiał jeszcze się nie rwie- być może z kawałków od kostki do kolanka zszyję torbę bo te kauflandówki (wielorazowe torebki do warzyw i owoców z charakterystycznym czerwonym ściągaczem) już mi się prawie wszystkie wydarły. Dobrze służyły, lekkie i małe, ale, jak wspomniałam w pierwszych słowach, po siedmiu miesiącach rzeczy zaczynają się wyużywać.
Dojazd do gospodarstwa
Skontaktuj się jeśli chcesz przyjechać i kupić moje produkty.
© 2021-2025 Chaszcze Gospodarstwo Permakulturowe. Strona zbudowana w Najszybsza.pl