wrzesień

2024-10-31
ławki w parku jesienią

Tu w górach tuż koło równika zmierzch przypomina wrzesień. Jakoś i chmury takie kontrastowe na głęboko niebieskim niebie i światła latarń specyficznie się rozchodzą w zapadającym wieczorze. No i podmuchy wiatru czasem chłodne, ale tylko czasem.

I choć kąt padania słońca zupełnie inny, bo tu zawsze taki dość bliski 90 stopni, a u nas jesienią coraz bardziej pochylony nad horyzontem, to tajmingi bliskie polskiemu wrześniowi, ze wschodem koło szóstej i zachodem koło osiemnastej.

Nie zauważyłabym tego siedząc dalej w równikowej dżungli, bo w niej dzień jest upałem, a wieczór witasz ulgą. A na te gry świateł wpływ ma ogromna dżunglowa wilgotność, nawet w suche dni robiąca coś z powietrzem. W dżungli skojarzeń z wrześniem nie było.

Ale cała moja wędrówka po szerokościach i wysokościach Latinoameryki to bardzo silne doświadczanie cykli czasu. Tak bardzo innych tu i u nas. U nas są cztery pory roku, różniące się ciepłem, światłem, połowa z nich sprzyjająca życiu, druga- zapraszająca do skrycia się pod kołderką śniegu i przeczekania. Nasze tak zwane umiarkowane szerokości tak naprawdę są bardzo skrajne. Żeby przeżyć, Polak, Rosjanin i Norweg musi wybudować dom o grubych ścianach chroniący od wiatrów, z piecem i zapasem drewna na sześć miesięcy. Musi uprawiać warzywa korzeniowe, gromadzić w piwnicy, pasteryzować, fermentować, by mieć co jeść, gdy wegetacja zamiera. Andyjczyk wysoko w górach ma słońca pod dostatkiem przez dwanaście miesięcy. Uprawia warzywa, które potrzebują dziewięć miesięcy wzrostu zanim zawiążą pożywne bulwy*. Za dnia chroni się od słońca filcowym kapeluszem, pod wieczór, gdy zimno, rodziny skupiają się przy piecu by się zagrzać a nocą wskakują pod kilka koców z alpaczej wełny. Nie poświęcają jednak uwagi grubości ścian ani wiatrowi hulającemu pod dachem. Gdy za kilka godzin wygrzejesz się w słońcu, nie warto się martwić o noc. Zimowa połowa roku miewa przymrozki a nawet i (wyżej niż 3.800 m.n.p.m. i bliżej północnego skraju Peru) konkretny mróz nad ranem. Organizacje humanitarne zbierają środki na koce i czapki dla dzieci z prowincji Puno i Tacna. Ale dopiero dalej na południe, w Chile, potrzeba centralnego ogrzewania.

W Andach, przy tak silnej operacji słońca jest multum suszonej żywności- suszy się i kruszy na kaszkę lub mieli wielkie ziarna kukurydzy, pozostałe zboża, wszelkie bulwy. W zimne wieczory popija się pożywny poncz z mąki z bobu lub innych strączków. A dniowe skoki temperatury przyniosły szczególne rozwiązania. Bardzo wysoko w górach uprawia się ziemniaki** szczególnie odporne na surowe warunki. Są one jednak gorzkie. Płucze się je więc przez tydzień w strumieniu, następnie pozwala im się przez noc przemarznąć- lód wytrąca się w ziemniaku w postaci kryształków. Za dnia słońce rozpuszcza je, w nocy proces się powtarza. W ten sposób bardzo szybko doprowadza się całe bulwy do postaci, w której można je przechowywać nawet dziesięcioleciami.

Między zwrotnikiem a równikiem, czyli moje doświadczenie peruwiańskiej puszczy amazońskiej, są dwie pory: deszczowa i sucha. Ale gorąco jest okrągły rok i wegetacja też jest na okrągło.

I wtedy wjeżdżają chłopaki - fruterraryści, czyli radykalni frutarianie uważający, że świat uratuje depopulacja i totalny weganizm. Z tą depopulacją to czcze rozważania, ot- łatwiej by było zapewnić zasoby dla dziesięciokrotnie mniejszej liczby humanoidów. Ale frutarianizm to konkrety. Ekipa poznana w prowincji Orellana, mniej niż stopień szerokości od równika, dzieli miejsca na zdatne do życia, czyli zapewniające plon przez okrągłe 12 miesięcy, i niezbyt zdatne, czyli wszystko choć trochę w bok od równika. Banany muszą rodzić okrągły rok. Do tego przydałyby się też inne owoce. Tuż koło równika są miesiące bardziej i mniej deszczowe, ale ta różnica nie jest aż tak wyraźna. Możnaby rzec, że na samym środeczku Mamy Ziemi dominującym cyklem jest ten dzienny. Gdy pory roku niezbyt się rzucają w oczy, jest też więcej przestrzeni by się skupić na fazach księżyca. To też cykliczność, dawniej dużo bardziej wpływająca nie tylko na kalendarz świąt ale i na działania rolnicze. Jeśli fazy księżyca wpływają na wodę w oceanach przesuwając ją o wiele metrów od brzegu, jak mogą nie rzutować na "pływy" w naczyniach transportujących wodę na wiele metrów w górę drzewa.

I zastanawiam się, czy te moje rozważania nie wynikają z tego, że już prawie rok podróżuję po równiko-tropikach i cała moja istota, wyrosła w umiarkowanych szerokościach, czuje inność funkcjonowania bez rocznych cykli.

*pokochałam bulwę o nazwie oca (Oxalis tuberosa, szczawik bulwiasty), więc dopytałam moich gospodarzy o warunki uprawy

**moczone w strumieniu, przemarznięte i suszone ziemniaki to chuño

obrazek ściągnęłam z witryny https://es.slideshare.net/slideshow/przysowia-polskie-wrzesie/52397728. Autor slajdu: profil Modelarnia Marki, opublikowano 3 września 2015

Moje ostatnie wpisy

zdjęcie

Zajrzyj do mnie

Przyroda, slow life, DIY, no waste, upcykling, babskie rolnictwo, permakultura, kiszonki, ekologia, dobre życie. Zapraszam.

Dojazd do gospodarstwa

Skontaktuj się jeśli chcesz przyjechać i kupić moje produkty.

Telefon (+48) 660-132-404
Adres: Parcele Łomskie 16 E 06-500 Mława, na skraju Mazowsza i Mazur

© 2021-2025 Chaszcze Gospodarstwo Permakulturowe. Strona zbudowana w Najszybsza.pl