Hilde

2024-10-21
ogień-żar z bliska

Nazwałam ją Hilde. Ma długie siwawe włosy, sześćdziesięcioparoletnie ciało w przykrótkich, połatanych dżinsach całe wyraża napięcie i niewygodę. A to nerwowe mrugnięcia oczu, a to dłonie zaciśnięte na chudych ramionach. I bliski płaczu wyraz twarzy. Przypomniał mi się film Spirited Away studia Ghibli i postać złej wiedźmy Yubaby oraz jej bliźniaczki Zeniby. Staruszki są łudząco podobne, a jednak... coś sprawia, że tej pierwszej się boimy, a drugiej wskoczylibyśmy na kolana. 

Nie wiem, dlaczego, ale widzę w Hilde tę jej wewnętrzną bliźniaczkę, która spędziła młodość na hipisowaniu, a szlajanie się z plecakiem po Ameryce potwierdza jej wciąż niewygasłą wiarę w piękny, niekapitalistyczny świat. Wierzy w Prawdę i Miłość, pali kadzidełka o słodkich zapachach i podróżuje bez telefonu.

Tymczasem na wierzchu jest skwaszona Hilde. Poznaję ją gdy wchodzi do hostelowego pokoju i jęczącym głosem pyta innego gościa o pomoc. Ten wyczuwa problem i nawet nie odwraca do niej oczu. Takie energie lepiej omijać.

Starannie sprawdzam, ile mogę z siebie dać- babka chce pomocy w przetłumaczeniu rozmowy na hiszpański. Okej, tyle mogę. Żal mi jej, bo widzę, że jest w jakiejś kryzysowej sytuacji.

Hilde nie ma ubezpieczenia. Ma jakąś kontuzję sprzed paru lat i martwi się, bo się odnowiła. Potrzebuje, by jakiś lekarz to obejrzał, bo bez tego nie podejmie się kolejnych wolontariatów. Była na ostrym dyżurze ale ją zbyli. Dali jej numer ogólnokrajowej infolinii. Recepcjonista hostelu nie chce jej pomóc tam zadzwonić- pewnie jej nie polubił, bo jest z zagranicy. Świat Hilde jest nieprzyjazny. Mnie się puchaty okularnik wydaje bardzo pomocny. Tłumaczy, że infolinia jest do umawiania wizyt przez osoby z opłaconym zusem i że nie ma co próbować się tam dobijać, martwy trop. Radzi Niemce, by trochę teatralizowała na ostrym dyżurze. My, Latino, tacy jesteśmy. Pobolewa? Zwijaj się z bólu. Inaczej cię nie potraktują poważnie.

Ale Hilde ma swoje zasady. Pomysł oszustwa ją przeraża. Spędzamy pewnie z pół godziny próbując wraz z recepcjonistą namówić ją na rozwiązanie, które ma sznasę się powieść. Na sposób dealowania z rzeczywistościa, który doprowadzi do tego, co wyznaczyła sobie, jako cel.

I wtedy widzę to klarownie: Hilde siedzi w autopułapce. Skulona pod ciężarem lęku o to, co będzie, jak będzie źle (jak sobie poradzi jeśli noga będzie dalej boleć i nie będzie mogła podjąć wolontariatu, a pieniądze się skończą). Obrażona na świat, że nie jest tak, jak miało być (Konstytucja Ekwadoru mówi, że każdy ma prawo do opieki medycznej, dlaczego lekarz nie chce mnie przyjąć?). Ściany prywatnego więzienia grubną z każdym powtórzeniem: nie mam wyjścia, miało być dobrze, a jest źle, czemu nie może być inaczej niż jest? Nie mogę oszukać, wtedy świat się popsuje. Nie. Ma. Rozwiązania. Sytuacja. Bez. Wyjścia.

Znam to miejsce z życia i coraz mniej w nim już utykam. Gdy czuję stały ścisk w gardle i twardy brzuch, wiem, że gdzieś się zaplątałam. W sytuacji, która nie jest optymalna, w zaślepieniu na inne rozwiązania, w poczuciu, że "tak to już jest". Na szczęście głęboko ufam, że "kiepsko" ne jest tym, jak ma być. Trzeba szukać- gdzie indziej, inaczej, nie tu i nie tak.

Żeby się nie dać zapułapkować, trzeba się czasem zatrzymać i sprawdzić czy jest wygodnie. Czy oddycha się głęboko, czy duże partie mięśni nie są aby spięte. Ja już wierzę, że zasługuję, by żyć wersją swojej lepszej, nie gorszej bliźniaczki.

Tym, gdzie jeszcze potrafię utknąć, są niematerialne wymiary. W podróży psychodelicznej bywa, że staję w miejscu, które jest niezrozumiałe, niekomfortowe i na którego parametry wydaję się nie mieć żadnego wpływu. To trudne, ponieważ często medycyna roślin prowadzi nas w przestrzenie wyjęte z części praw fizyki. Nie ma przeszłości ani przyszłości a czas nie płynie. O ile trudniej pamiętać o możliwości zmiany gdy jest tylko To, Co Jest Teraz. Jedynie to doświadczenie, które nie jest fajne. Czasem heroizmu trzeba, bym sobie przypomniała, że nie jestem tym, czego doświadczam. Że istnieje także ja. Które doświadcza, ale nie jest doświadczeniem. I czymkolwiek jest w danym momencie akt woli, to właśnie tym aktem mogę wpłynąć na to, co się wydarza. Zawsze mam wpływ.

Mijam Hildę już kolejny raz- utkniętą na jednej, ciasnej planszy gry. Hildę, która już nie pamięta, że trzeba tylko pokonać bossa danego levelu, albo może wymienić w tawernie grudki złota na mapę do kolejnej planszy. A może? Może to moment, by wpisać w grę dostane od kolegi kody... Jakkolwiek, utknięcie nigdy nie jest tym, o co chodzi, nawet escape-roomy po upłynięciu przewidzianego czasu zaczynają uczestnikom podrzucać dodatkowe wskazówki.

Przebywanie z tą skwaszoną, przygarbioną laską nie jest przyjemne. Ale bardzo sobie cenię to doświadczenie. Jest jak fizyczna, emocjonalna i energetyczna kotwica, do tego, co mi się czasem zdarza. A przesada, z jaką Brzydka Bliźniaczka realizuje swoją rolę, pomaga pamiętać, jak bardzo nie chcę sama tam wpaść.

Moje ostatnie wpisy

zdjęcie

Zajrzyj do mnie

Przyroda, slow life, DIY, no waste, upcykling, babskie rolnictwo, permakultura, kiszonki, ekologia, dobre życie. Zapraszam.

Dojazd do gospodarstwa

Skontaktuj się jeśli chcesz przyjechać i kupić moje produkty.

Telefon (+48) 660-132-404
Adres: Parcele Łomskie 16 E 06-500 Mława, na skraju Mazowsza i Mazur

© 2021-2025 Chaszcze Gospodarstwo Permakulturowe. Strona zbudowana w Najszybsza.pl