Tuż przed wyjazdem spotkałam się z Magdą, która analizuje
klucze genowe. To jeden z systemów próbujący na bazie daty
urodzenia zdefiniować potencjał jednostki. Bazuje na starochińskiej
I Chin (Yijing)*. Ze spotkania zapamiętałam dwie rzeczy. Jedna to
widzenie każdej cechy na trzech płaszczyznach: daru, cienia i
siddhi. Z wibracji i aur schodząc w takie intuicyjne, i pewnie
dlatego ze mną rezonujące, każda nasza cecha ma potencjał na coś
zajebistego i równocześnie jest w niej wyzwanie, cień. Drugie to
pytanie Magdy: Oo, tak, tutaj sztuka ma bardzo ważne miejsce w twoim
profilu. Jakie formy sztuki przede wszystkim uprawiasz?
I moja konsternacja. Bardzo ciekawe te twoje odczyty, ale tutaj to się heksagramy i ścieżki pomyliły. Muzyki nie rozumiem, tańca nie czuję, do sztuk graficznych nie mam narzędzi. Wiesz, mogę popodziwiać: ładny ten obraz czy fotografia, ale żeby sama coś wykonać? Mam dwie lewe ręce (a może, jako mańkut, dwie prawe?). Po chwili drążenia, dochodzę do tego, że literatura to też sztuka. Jestem dobra w pisanie. Magda się rozluźnia: to jest to. Cyferka w hologramie się nie myli.
Zapominam o historii, zostając jeszcze z refleksją, że operowanie prozą jest całkiem nieźle osadzone w głowie. To dlatego zawsze je widziałam bardziej jako czynność intelektu niż jako sztukę.
Kilka miesięcy podróży w poszukiwaniu ducha uczy mnie, że sztuka jest tu podstawowym narzędziem. Wyjścia z głowy, a nawet i z ciała, by spotkać się z tym, co jeszcze.
Duży kawał diety u uzdrowicieli z plemienia Shipibo poświęciłam nauce uciszania umysłu. Uciszania, by dać szansę temu, co nie umysłowe, na pojawienie się, na bycie dostrzeżonym.
Zauważyłam też taki mechanizm: tam w chatce z palmowych liści połowa gwaru w mojej głowie była po angielsku, dla współkuracjuszy, druga po hiszpańsku, z myślą o szamanach. Tak, moje myśli to szkice tego, co chcę skomunikować ze światem, cyzelowane, by osiągnąć jak najlepszy efekt.
Mam w głowie obraz- wzorzec. Pierwsza lub druga klasa podstawówki (wiem, bo później zmieniłam wychowawczynię). Jadę szkolnym autobusem i dociera do mnie, że wczoraj zapisałam do końca zeszyt. Miałam wziąć z domu nowy. I zapomniałam. Sroga pani Kurek skrzyczy. Napisze uwagę w dzienniczku. Mama nie ucieszy się z uwagi. I pamiętam, jak przez całą drogę z Nowego Bemowa na Koło cyzeluję mowę w obronie, jak szukam argumentów, jak przerabiam scenariusze sprawdzając, jakimi słowami najlepiej poinformować Kurkową o przewinie.
Potem, wyśmiewana, gruba dziewczynka z dziwnej rodziny, wiele razy przerabiałam w głowie porażki komunikacyjne z rówieśnikami na błyskotliwe riposty.
Potem, trzecie z sześciu dzieci, starające się załagodzić domowe spory i sprawić, by surowa mama i odległy bóg byli zadowoleni, rutynowo wręcz stawiałam rzeczywistość przed własnym Wysokim Sądem, wysłuchując mów stron i wydając wstępny wyrok, zanim zewnętrzne instancje przystąpią do oceny.
Barbara 2024 bardzo dzielnie uczy się więc uciszać umysł. Tu ogromna wdzięczność dla rośliny, z którą pracowałam na Diecie, za umożliwienie spowolnienia umysłu na tyle, by móc chwytać myśli jedna po drugiej i zauważać, skąd się biorą. Wilgotny upał dżungli, zmęczenie ubogim reżimem żywieniowym i ceremoniami Ayahuaski dodatkowo pomagają zwolnić. Medytacje z Ram Dassem, mindfullnesy według Kabat- Zinna, ćwiczenia z „Nieskrępowanej duszy” Singera, powtarzane 108 razy mantry. To wszystko po troszeczku wycisza, większość z technik medytacji przypomina też, by pobłażliwie traktować wpadki. Umysł już taki jest, cały czas coś tam nawija. Dzielnie więc wybaczam sobie, że wciąż dużo myślę, i dążę do niemyślenia…
Dziś od rana mam głowę pełną refleksji, którymi chcę się podzielić. Gdy uciszę jedną, pojawia się druga. Słyszę, jak nadaję jej formę felietonu, jak wygładzam brzegi, okraszam, edytuję. Najpierw było mnie trochę między poczuciem winy (ech, Barbaro, za małoś jeszcze oświecona) a współczuciem (to wszystko z małej Basi, co się bała nauczycielki i koleżanek). A potem zatrzymałam się w Tym, Co I Tak Jest. Mój umysł jest pełen historii do opowiedzenia. To jest mój kawałek ekspresji artystycznej. A skoro sztuka, jak mówił Vonnegut**, rozwija duszę, to nie zaprzeczając gwarowi w mojej głowie, tylko z niego czerpiąc, wprowadzam równowagę między umysłem a duchem. Ze świadomością, że ta moja duża głowa mieści w sobie zarówno potencjał do oświecenia, jak i ryzyko cienia.
*Yijing, Księga przemian – jeden z najstarszych chińskich tekstów klasycznych, reprezentujących rdzennie chińską kosmologię i filozofię (za: wikipedia, 7.05.2024)
**Go into the arts. I’m not kidding. The arts are not a way to make a living. They are a very human way of making life more bearable. Practicing an art, no matter how well or badly, is a way to make your soul grow, for heaven’s sake (Kurt Vonnegut, A man without a country).
Dojazd do gospodarstwa
Skontaktuj się jeśli chcesz przyjechać i kupić moje produkty.
© 2021-2025 Chaszcze Gospodarstwo Permakulturowe. Strona zbudowana w Najszybsza.pl