Nazywał się chyba ksiądz Kocuba. Może Kotarba? Jakoś tak nietypowo, że po latach wciąż dźwięczy w pamięci. Po latach wciąż też pamiętam żywo tamto kazanie.
Był niezły. Pucułowaty i charyzmatyczny, z barwnym językiem i drygiem do dziecięcych mszy. Tego razu opowiadał o dobrych uczynkach.
Wyobraźmy sobie magistralę kolejową wprost do Nieba. Każdy z nas przez dzień zapełnia swój wagonik tym, co zdziałał. Pod wieczór, wraz z pacierzem, twój wagonik mknie torami do Boga. Gdy idziesz spać, już nic nie zmienisz. Jeśli się leniłeś lub byłeś niegrzeczny, niepełny wagonik i tak popędzi na zarezerwowaną tobie bocznicę. A na koniec życia będą cały ten urobek sumować. I sorry Mac Gregory, jeśli będzie dobrych uczynków za mało, po prostu nie przyjmą cię do Nieba.
Ten obrazek padł na podatny grunt - największym lękiem mojej matki jest, że nie wypełni dnia zadaniami. Że coś tam jeszcze by się dało wcisnąć. Sobotnie przedpołudnie, tyle czasu zmarnowane, boście długo spali, a teraz jeszcze się guzdrzecie ze śniadaniem. A moglibyśmy już być w lesie i zbierać grzyby!
Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo żyłam tym wkarmionym lękiem. Czy moje wybory, czym wypełnić codzienny wagonik, są optymalne? Czy nie marnuję danych mi godzin i dni?
Z pracoholizmu w mieście przeniosłam się na wieś. I wciąż pakowałam urobek na wagoniki. Praca z ziemią zawsze wydawała się godna- przekłada się na plon. Ale niepokój dalej miał się dobrze. Bo kto zagwarantuje, że dobrze wybrałam, by dziś ściółkować a nie pielić? Siać w rozsady zamiast w grunt? Przycinać wilki a nie bielić pnie?
Mam wdzięczność, że coś mi z biegiem czasu ten system wykoleiło. Od paru miesięcy jestem u plemienia Shipibo. Moje zadania polegają na przychodzeniu na posiłki i codziennej higienie. Leżę. Siedzę. Bujam się w hamaku. Z rzadka mam siłę na nieduży spacer. Czytam. A lektury, które mi się przytrafiają, nic nie wspominają o fedrowaniu węgla na wagony:
"Chociaż na chwilę uwolnij się od obowiązku decydowania o czymkolwiek i dostrzeż, jak wydarza się świat"- Robert Rient, Pierwsza umowa.
"In essence, you can simply live your life and experience what it's like to be on a planet that is spinning around in the middle of nowhere, until you die" - Michael Singer, The untethered soul.
Nie zawsze rozumiem, co tu się wydarza, ale doświadczam, że wszystkie ćwiartki mnie (ciało, dusza, umysł i emocje) zyskują na tym, że "marnuję czas". Pewne rzeczy mogą się zadziać tylko, gdy damy im na to przestrzeń. De-presja. Rozprężenie, dzięki któremu coś może się zmienić.
Dojazd do gospodarstwa
Skontaktuj się jeśli chcesz przyjechać i kupić moje produkty.
© 2021-2022 Chaszcze Gospodarstwo Permakulturowe. Strona zbudowana w Najszybsza.pl