Zjadłam papaję i nie mam co zrobić z pestkami. Niby mogłabym jak dzicy miejscy ogrodnicy rzucić pestki na pobocze czy jakiś skwer. Ale papaja rośnie na dobre parę metrów, nie pozwolonoby jej na to w tłocznej stolicy.
W Finca del Soul jednym z paradygmatów jest fruterraryzm czyli radykalne zaowocowywanie przestrzeni. Swojej i przydrożnej. Chłopaki zalesiają popastwiskowy teren, na którym przed krowami była dżungla. Cel: przywrócenie parasola drzew, co radykalnie wspiera klimat. Po pierwsze więc: zalesić. Drugie, zaraz potem: zapewnić sobie i innym żywność, by uniezależnić się od systemu. Drzewa owocowe są lepsze niż jarmuż i marchewki, bo żywią latami. Projekt ruszył niedawno, więc na większość plonów palmy morete, duriana, jackfruita i champajacka trzeba będzie poczekać parę lat. Jest trochę bananów, plantanów i papai. Więcej papai dokupują z okolicznych farm, bo czymś się frutariańskie żołądki muszą napchać. Tam na prowincji za cztery duże owoce dawałam dolara, w stolicy za dolara kupiłam jeden. I wraca to pytanie z początku: co zrobić, gdy nie ma kilku hektarów do zalesienia wszelakimi pestkami. No co? Po prostu wyrzucić. Zabortować, uniemożliwić zamianę w drzewo. Zdarza się, w końcu z tych setek i tysięcy wrzuconych w ziemię pestek też, jak to mówi pewna znana opowieść, jedne padną na suchą ziemię, inne wydziobią ptaki a tylko co któreś wyda plon stokrotny.
Ale długi pobyt u chłopaków- fruterrarystów budzi wiele zazwyczaj przyspanych pytań. Tam w prowincji Orellana żyje się bardzo eko. Codzienne gówno z kompostowej toalety trafia do dołków pod cenne sadzonki. Grafik sikania pod drzewa wyznacza Wolfie- spec od roślin wiedząc, który okaz potrzebuje wsparcia azotowego. Obierki z bananów to potas- trafiają pod drzewa zbierające się do owocowania. Woda spod prysznica i mycia naczyń idzie na codzienne podlewanie świeżo posadzonych roślin. Szybko się wrasta w ten radykalny system szczelnego obiegu materii, w którym decyzja o zakupie czegokolwiek jest rzadka i okupiona solidnym rozważaniem zasadności.
Zajechałam do stolicy głównie dlatego, że potrzebowałam się skontaktować ze światem, a na prowincji bardzo dokuczały braki w dostawach prądu. W sumie na narzucone reglamentacje: 2x6 godzin dziennie nakładały się jeszcze swojskie awarie- co chwila gdzieś jakaś zrzucona przez ulewę gałąź przerywała prądowy kabel. Turystyczne centrum stolicy ma zapewniony prąd za dnia, wyłączają tylko w środku nocy na parę godzinek. Z ulgą więc się pławię w tym cywilizacyjnym luksusie, jakim jest po prostu korzystanie z elektryczności.
Ale zauważam i resztę. Każda wizyta w toalecie kończy się spuszczeniem wody w sedesie. Użyciem kawałka srajtaśmy. Spłukaniem rąk. Można jeszcze użyć papierowego ręcznika. I te wszystkie wody i paiery tak się po prostu rozpływają w zbiorowej nieświadomości. Korzystając z hostelu nie masz z tą rolką papieru kontaktu nawet kupując kolejne opakowanie jak wtedy, gdy zarządzasz domowymi wydatkami. Miasta są najgorsze. W mieście śmieć znika z twojej świadomości w momencie, gdy ręka wrzuca go do publicznego kubła. Kto i gdzie go wywiezie? Spali czy zrecykluje? Who cares.
Czasem ta odpowiedzialność męczy. Chłopaki uważają, że opakowanie należy wrzucić do kosza w sklepie, w którym się je zakupiło, by odpowiedzialność znalazła się fizycznie jak najbliżej sprawcy. Ja mam więcej przyziemności: wiem, że wraz z opłaceniem abonamentu za wywóz nieczystości sklepikarz odhacza myślenie o tym, ile kubłów miesięcznie wywozi. Ale odpowiedzialność za własne siedlisko uczy, że nic nie bierze się z powietrza ani w powietrzu się nie rozpływa. Zatem pestki trafią do kosza, z żalem spuszczę kolejny raz wodę a tyłek zareaguje buntem na kolejne spotkanie z szorstkością i chlorowym brakiem łagodności papieru. I byle mi te niedogodności nie spowszedniały zanim nie trafię w kolejne miejsce, gdzie potrzeby ekosystemu i ludzkiego sumienia mogą być równocześnie zaopiekowane.
morete: Mauritia flexuosa
champajack: krzyżówka jackfruita z champedakiem (Artocarpus integer)
Dojazd do gospodarstwa
Skontaktuj się jeśli chcesz przyjechać i kupić moje produkty.
© 2021-2022 Chaszcze Gospodarstwo Permakulturowe. Strona zbudowana w Najszybsza.pl