Idę otulona doznaniem zmysłowym spod hasła Jesionka Prababci. Kojarzycie zapach szafy zadbanych starych ludzi? Oprócz lawendowych mydełek i nutki wody kolońskiej dziadka był tam jeszcze ciężki zapach bagna. Nie skisłego błota, a rośliny o tej nazwie (używanej tradycyjnie do odstraszania moli).
Przez cały sezon przychodzimy ze współlokatorką/wolontariuszką/kumpelką pływać w torfowym jeziorku. Zajechałam tu w impulsie, wracając ze stacji. Odwoziłam Jagnę na pociąg, postanowiła odwiedzić znajomych pod Warszawą. Zostawiła za sobą myśl, rzuconą gdzieś przy śniadaniu. Że to ostatnia niedziela wakacji. I może by ją spędzić wakacjowo-leniuchowo. Zaszłam więc pływać, nieprzygotowana. A tu ostatnioniedzielne tłumy. Grillujące, siedzące nad wodą (mławianie w leśnym jeziorku nóg nie moczą). Nieważne zresztą corobiące, nie będę bulwersować nagością.
Na pływanie bez kostiumu mamy z kumpelą obczajony tył jeziorka. Wskakuje się w brunatną od kwasów humusowych toń bez gruntu pod stopami, wyłazi zaś gramoląc na korzeń rosnącej tuż przy brzegu sosny. Dwóch ojców rodziny widzi z oddali sylwetkę bez ciuszków nurkującą w wodzie. Kiedy więc robiąc rundkę wokół jeziora zbliżam się nieco do ich brzegu, nagle obaj postanawiają wejść parę kroków do wody. Chyba mają nadzieję, że rusałka wylezie na brzeg świecąc düpskiem. W tym momencie nie myślą ani o żonkach ani o zgorszeniu kilkuletnich pociech, które być może nigdy golasa nie widziały. Słyszę niosące się po tafli rozmowy, w ożywionej intonacji i lekkim obniżeniu tembru głosu rozpoznaję testosteronową nutkę. - Ale ciepła ta woda. - O tak, bardzo ciepła. Na takie wyżyny oryginalności wspinają się ojczulkowie.
Odpływam, w nosie mając ich zawiedzenie. I chyba po to, by zmyć z siebie tę odrobinę lepkości, zamiast do auta, ruszam w niegęsty las podszyty miękkim, jasnozielonym torfowcem. A może to sugestia Jagny zapadła głębiej i chcę oprócz przekąpania zaliczyć też spacer. W lipcu żałowałyśmy, że nam się nie zebrało na jagody. Teraz idę i nadrabiam, najpierw czerwoną borówką, potem pijanicą - to kuzynka czarnej jagody, rosnąca wśród torfowca i bagna zwyczajnego. To bagno i jego aromaty w gorący parny dzień zrobiły mi ten klimat.
Pamiętam z wyprawy po Szwecji, że od nadmiaru potrafi boleć głowa. Dlatego zanim ruszę autem, siedzę i piszę sobie, a ledol i palustrol opuszczają mój krwiobieg. Bardzo nieinstagramowe to pisanie. Autorzy dłuższych kolumn w czasopismach mają na to etykietkę i nawet są proszeni o beztroskie zmiany wątków, które sprawiają, że każdy czytelnik o inny kawałek refleksję zahaczy. Ostatnio odtruwam się od przesytu scrollowania i prawie wstawiam postów. Pozwolę więc sobie na jednorazowy potok słów. Ot, #barbiofelieton
Dojazd do gospodarstwa
Skontaktuj się jeśli chcesz przyjechać i kupić moje produkty.
© 2021-2022 Chaszcze Gospodarstwo Permakulturowe. Strona zbudowana w Najszybsza.pl