Sny są faktem, od tego powinno się wychodzić, pisze mi fejsbuk za Carlem Gustawem Jungiem.
No to fakt jest taki, że zdałam egzamin na Akademię Teatralną. We śnie mój przyjaciel szykował się do egzaminu, jednak w ostatniej chwili coś mu wypadło. Zgodnie z logiką snu, niestawienie się było gorszym rozwiązaniem niż podstawienie figuranta, nawet z całym lękiem o dekonspirację.
Stawiłam się więc w jego imieniu. Repertuar miał płaski i mało dający możliwości do popisu, był tam jednak kawałek prozy w nieznanym języku. Może on wiedział, o czym ma mówić, gdy go wybierał, może nie, faktem jest jednak, że ani ja, ani komisja, ani gapie (tak, byli i gapie) nie mieli nawet pojęcia, jakie to narzecze. Miałam mglistą intuicję, że coś między Tybetem a Andami, chyba mi po prostu zalatywało wysoką górą. Ale to na tym tekście popłynęłam. Mając pełną dowolność, nadałam dźwiękom tak wyraziste znaczenia, że powaliłam egzaminatorów na kolana. Wchodziłam z dużą pewnością zarówno męskiego passingu jak niezaprzeczalnego talentu. Wspaniałe uczucie. I z takiego miejsca interpretowałam przyswojone chwilę wcześniej w biegu teksty. Ja miałam swoje czterdzieści lat z kawałkiem, uchodziłam za dwudziestoparoletniego kumpla, egzaminatorzy (Piotr Fronczewsko-Zapasiewicz, Grzegorz Globisz, bo z nutką Turnaua, Jan Englert i Krystyna Jando-Komorowska) wszyscy byli w wieku dojrzałym, ale nie starszym niż żwawa, łącząca w sobie doświadczenie życiowe z wigorem sześćdziesiątka. Jakoś te wieki były istotne.
Wyszłam ze świadomością zdania z palcem w czym tam chcę, po kilku delikwentach komisja odczytywała zresztą, czy ktoś z danej grupy się dostał. Współegzaminowani też wiedzieli, że ja będę przyjęta i celebrowali to w niemym zachwycie.
Potem przyszedł czas na rozważanie konsekwencji. Kolega, którego to był egzamin, gdzieś odeszedł. Czułam, że nie jest zły, że dostałam się na jego nazwisku. Trochę jakby się kłaniał mojemu talentowi stając w prawdzie, że on takiego nie ma. Przeszło mi nawet na myśl, że sam zmajstrował spisek, by mnie w tym egzaminie wystawić i wcale mu nie zależało na własnym studiowaniu. Rozważałam, czy lepiej mi będzie zdobyć fałszywe dokumenty na zapisane w protokole egzaminu nazwisko i przez pięć lat występować jako sobowtór kolegi czy śmiało wyjawić swoją tożsamość, będąc pewną, że widząc, tak, tak, znów wjeżdża mój niezbywalny Talent na białym koniu, uczelnia przymknie oko zarówno na podszywanie się pod kandydata jak na mój wiek. Myślałam, co ja na to, by przez najbliższe pięć czy siedem lat intensywnie studiować. Czy chcesz włożyć tak duży wysiłek, by przez ostatnie 20-30 lat życia rozwijać karierę teatralną?- zapytał wewnętrzny głosik. Poczułam, że coś w tym nie gra. Niekoniecznie chcę się spalać na deskach teatru. Ale nadal dostanie się na studia wydawało mi się niezwykle właściwym posunięciem.
Następnie wjeżdża scena, w której jestem zarówno obserwatorem, jak i świeżo upieczonym studentem Akademii im. Zelwerowicza. Obserwuję sytuację na scenie typu operowego, bo jest i orkiestra. Trwa jakiś benefis czy gala. Jestem na scenie-ja i kilka innych osób, do tego wszyscy egzaminatorzy: Janda-Minerva McGonagall i inni. Zza kulisów szeptem przybywa dekonspiracja. Wszyscy wiedzą, że nie jestem dwudziestotrzyletnim chłopakiem. Spektakl z podszywańcem nie może się odbyć. Starzy aktorzy zganiają całą młódź ze sceny, zostaję tylko ja. I zaczyna się zabawa. Janda-Minerva goni mnie z wielkim świecznikiem w garści. Biegamy po scenie jak Tom i Jerry, w groteskowym przegięciu. Przeginam je jeszcze bardziej. Staję, odwracam się do Jandy i parodiuję jej machanie świecznikiem. Nachylam ucho do widowni prosząc o aplauz dla naszej gonitwy. Orkiestra błyskawicznie improwizuje żwawe tło muzyczne. Bawię się tak z kolejnymi sławnymi aktorami, doprowadzając widownię, przekonaną, że to część show, do salw śmiechu i oklasków. Równocześnie obserwuję samą siebie z widowni i jestem pełna podziwu dla tego, jak znakomicie wykorzystuję scenę. Takiego śmiechu z przepony, takiego rozkołysania w ciele dawno czy we śnie czy na jawie nie pamiętam. Ja na widowni zastanawia się, czy ja na scenie w stu procentach improwizuje, czy część z gagów miała już opracowane.
Potem śnią mi się jeszcze inne rzeczy i pozostaję z niewiedzą, jak tam sprawa z moim indeksem Akademii Teatralnej.
Dojazd do gospodarstwa
Skontaktuj się jeśli chcesz przyjechać i kupić moje produkty.
© 2021-2022 Chaszcze Gospodarstwo Permakulturowe. Strona zbudowana w Najszybsza.pl